Zupełnym nieporozumieniem okazał się występ Niklasa Aspgrena w barwach Jasolu Rzeszów. W swoim debiutanckim występie, zgodnie z przewidywaniami, Szwed zaprezentował się bardzo słabo. Dość powiedzieć, że dwa z trzech punktów "zdobył" w wyścigach z Robertem Suszczyńskim, a trzeci dzięki wykluczeniu Jerzego Mordela. I choć Aspgren został przez rzeszowskich kibiców bardzo gorąco przywitany, pożegnanie było o wiele chłodniejsze.
- Niklas, jakie masz wrażenia po twoim pierwszym i, prawdopodobnie, ostatnim meczu w Polsce?
- Nie mogłem się dopasować do lubelskiego toru. To był największy mój problem dzisiaj. No cóż, zawiodłem. Szkoda.
- To był jedyny problem?
- Nie, również mój silnik okazał się za mocny na ten tor.
- Chciałbyś jeszcze przyjechać do Polski?
- Tak i obiecuję, że jeśli rzeszowscy działacze zaproszą mnie jeszcze raz na mecz, to zrobię wszystko, by zrehabilitować się za swój debiutancki występ. Po dzisiejszym meczu wiem, że jestem w stanie zdobywać od ośmiu do dziesięciu punktów, a dzisiejsze spotkanie było wypadkiem przy pracy.
- Nie jesteś zbyt dobrze znanym w Polsce zawodnikiem, powiedz więc coś o sobie.
- Jestem dwudziestosześcioletnim kawalerem, interesuję się komputerami... To chyba tyle, co mógłbym powiedzieć o sobie.
- Jak to się stało, że zostałeś żużlowcem?
- Mieliśmy w szkole zorganizowany dzień, kiedy można było wsiąść na motor, być nieco bliżej tego sportu. Od tego momentu się wciągnąłem i, jak widać, nadal jeżdżę .
- Dziękuję za rozmowę i życzę więcej powodów do radości niż w Lublinie.
- Dzięki.
|