Nie bądź tylko Gapiem. Weź aktywny udział w dyskusji i zarejestruj się już teraz. Rejestracja

Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 31  Następna strona

Odpowiedz w temacie

Rzeszów - nasze metropolis ;-)


Luźne rozmowy na luźne tematy


Nasze Metropolis to:
a. Nasza duma i chwała ;-) 32%  32%  [ 42 ]
b. Miejscóweczka do mieszkania doskonała 42%  42%  [ 55 ]
c. Miejscóweczka fajna, ale mała 7%  7%  [ 9 ]
d. Miejscóweczka niezbyt wspaniała 5%  5%  [ 7 ]
e. Dziura zapyziała ;-) 14%  14%  [ 18 ]
Liczba głosów : 131
Opcje      Szukaj
Post 14 cze 2007, o 08:14
 Rzeszów - nasze metropolis ;-)
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 28 sty 2005, o 03:28
Skąd: Jackrabbit Slim
Posty: 1971

Zobacz profil 
Zniknął kolejny temat więc zakładam nowy.
Na temat naszej Rzeszy;-)

Na początek coś... śmiesznego? Strasznego? Żałosnego?
Oceńcie sami.


http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,4222897.html

_________________
www.facebook.com/004band


Ostatnio edytowano 14 cze 2007, o 08:25 przez Seevy, łącznie edytowano 2 razy

           
Post 14 cze 2007, o 08:17
 
Legenda
Legenda
Avatar użytkownika

Dołączył: 12 lis 2002, o 17:22
Posty: 4434

Zobacz profil 
Vincent dodaj jakąkolwiek ankietę to temat nie zniknie.

ViVi: Mówisz - masz ;-)


           
Post 14 cze 2007, o 09:31
 
Szkółkowicz
Szkółkowicz

Dołączył: 3 lut 2007, o 01:11
Skąd: B-IV
Posty: 23

Zobacz profil 
po tym artykule ciesze sie ze nie mieszkam na zalesiu :D ale wspolczuje mieszkancom tego osiedla a zwlaszcza tych mieszkajacych kolo kosciola :(

moze niedlugo nasze miasto znowu sie powiekszy.... http://gcnowiny.pl/apps/pbcs.dll/articl ... W/70613025
juz zglaszaja sie chetni :lol:


           
Post 14 cze 2007, o 10:10
 
Legenda
Legenda
Avatar użytkownika

Dołączył: 29 sie 2004, o 11:25
Skąd: Sydney
Posty: 8376

Zobacz profil 
Hehhh, jak zwykle Kosciol.

Ale mnie sie wydaje, ze jesli cos sie tu powinno znalezc, to petycja w sprawie nie rozbierania pomnika Wielkiej Kuciapy. :wink:

_________________
Regards from Sydney
Jasiek

It's ok to disagree with me. I cannot force you to be right


           
Post 14 cze 2007, o 10:15
 
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 28 sty 2005, o 03:28
Skąd: Jackrabbit Slim
Posty: 1971

Zobacz profil 
Dzisiaj spełniam życzenia:

http://pomnik.rzeszow.net/petycja.php

:wink:
Ciekawe, kto zaznaczył odpowiedź "e".... Zachodzę w głowę... :|

_________________
www.facebook.com/004band


           
Post 14 cze 2007, o 10:34
 
Medalista GP
Medalista GP

Dołączył: 15 lis 2002, o 15:20
Skąd: Rzeszów
Posty: 2022

Zobacz profil 
sa tylko 2 mozliwosci albo Jasiek albo buczok:)

_________________
TYLKO STAL ZKS!!!!!!!!


           
Post 14 cze 2007, o 10:37
 
Medalista GP
Medalista GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 14 cze 2004, o 08:15
Posty: 2278

Zobacz profil 
Mieszkałem na Zalesiu ponad 5 przewidzianych na naukę lat i mogę powiedzieć tylko jedno.

Dla mnie bomba :lol:

Proboszcz jest ok. Trochę ,że tak powiem konserwatywny, ale nikt mu nie może zabronić puszczać pieśni religijnych. Ot co.


I tak tam cisza ,spokój, sielsko ... :wink:

_________________
"The greatiest sensation in the history of world speedway"


           
Post 14 cze 2007, o 12:19
 
Zabetonowany
Avatar użytkownika

Dołączył: 25 mar 2007, o 18:06
Skąd: http://www.oneunited.pl
Posty: 1159

Zobacz profil 
ja mieszkam 8-) i mi to nie przeszkadza :wink: tzn do Koscioła z 300 metrów mam, słysze piesni, ale rano akurat nigdy mnie nie obudziły :D mnie to jakos nie przeszkadza, ale rzeczywiscie jakby mnie budziły to bym sie wkurzał...a tak to jak sie wychodzi na balkon na dymka, to fajnie jest sobie posłuchac Barki 8-) Co do prosboszcza to...jak zwykle za duzo polityki na mszach co mnie irytuje...i go raczej nie darze sympatia 8-)

_________________
Obrazek - Serdecznie zapraszam! Kliknij:P
Obrazek


           
Post 14 cze 2007, o 13:46
 
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 24 sie 2004, o 14:53
Skąd: Rzeszów
Posty: 1412

Zobacz profil 
bogoos napisał(a):
moze niedlugo nasze miasto znowu sie powiekszy.... http://gcnowiny.pl/apps/pbcs.dll/articl ... W/70613025
juz zglaszaja sie chetni :lol:



Ehhh szkoda gadać przypomniało mi się jak jeszcze hmm 2 lata lub rok temu
Budziwój nie chciał przyłączenia(że większe podatki) teraz nagle odmiana.
Jeśli udałoby się przyłączyć Budziwój do Rzeszowa to pewne jest, że ceny działek wzrosną mimo że już są dosyć wysokie. :wink:

_________________
"Szumina" pokazał, że ma jaja jak dzwony - J. Dymek


           
Post 14 cze 2007, o 14:07
 


Vincent Vega napisał(a):

Ciekawe, kto zaznaczył odpowiedź "e".... Zachodzę w głowę... :|

Ja i Jasiek albo buczok.


           
Post 14 cze 2007, o 19:00
 
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 24 sie 2004, o 14:53
Skąd: Rzeszów
Posty: 1412

Zobacz profil 
O Zalesiu już zrobiło się głośno w TV.
W dzisiejszym wydaniu Faktów była właśnie relacja z Zalesia.
Były wywiady z ludźmi, proboszczem,który pokazał kompa z którego są grane pieśni.



P.S
Dla mieszkańców Zalesia dodam na pocieszenie,że proboszcz na wakacje postanowił zmienić repertuar. :wink:

_________________
"Szumina" pokazał, że ma jaja jak dzwony - J. Dymek


           
Post 14 cze 2007, o 22:34
 
Junior
Junior
Avatar użytkownika

Dołączył: 28 lis 2006, o 14:29
Posty: 145

Zobacz profil 
Mat! napisał(a):
O Zalesiu już zrobiło się głośno w TV.
W dzisiejszym wydaniu Faktów była właśnie relacja z Zalesia.
Były wywiady z ludźmi, proboszczem,który pokazał kompa z którego są grane pieśni.


WIDZICIE ??? księżulek potrafił wypromowac osiedle!! Marta powinna się od niego uczyc!! ewentualnie księżulkowi zapewnic jakiś etat w Stali (może na forum dac mu jakąś niezłą rangę) to wtedy i babcie wpłacą na oprawę, a wyjazd do tarnowa bedzie dla nich niczym pielgrzymka do Częstochowy!!

Myślę, że ojczulek powinien wypożyczyc te swoje megafony na meczyk ... zmienilibyśmy tylko repertuar a oprawa byłaby GIT ...


           
Post 14 cze 2007, o 22:40
 
Legenda
Legenda
Avatar użytkownika

Dołączył: 29 sie 2004, o 11:25
Skąd: Sydney
Posty: 8376

Zobacz profil 
Niezla polewa z ksiezulka. :lol:

I jak to zwykle bywa w panstwie wyznaniowym - nic z tym nie zrobi, choc gosciu ewidentnie zakloca porzadek publiczny. Jak zuzlowcy robili za duzo halasu, to koles z jednej z kamienic pozwal klub do sadu.

_________________
Regards from Sydney
Jasiek

It's ok to disagree with me. I cannot force you to be right


           
Post 15 cze 2007, o 07:18
 
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 28 sty 2005, o 03:28
Skąd: Jackrabbit Slim
Posty: 1971

Zobacz profil 
http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=374060

W Bydgoszczy też spać nie mogą ;-/

_________________
www.facebook.com/004band


           
Post 15 cze 2007, o 09:15
 
Uczestnik GP
Uczestnik GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 21 sty 2003, o 17:19
Posty: 1091

Zobacz profil 
http://www.tvn24.pl/28377,1510361,0,1,fakty_wiadomosc.html A oto i fragment wczorajszych faktów :lol:


           
Post 15 cze 2007, o 11:12
 
Medalista GP
Medalista GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 1 sie 2004, o 14:43
Skąd: Dampf Kraft Wagen
Posty: 2285

Zobacz profil 
Dziennik tarnowski15-06-2007
TARNÓW RZESZÓW. Czy będzie autostrada do 2012 roku?
"Kaczka dziennikarska" na... A4
Wczorajsze "SuperNowości", gazeta wydawana w Rzeszowie,
zaalarmowały na pierwszej stronie, że nie uda się wybudować
odcinka autostrady A4 z Tarnowa do Rzeszowa do 2012 roku, do
czasu otwarcia piłkarskich mistrzostw Europy. Generalna
Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaprzecza temu.
W "SuperNowościach" napisano w nadtytule, że "Projektowanie i
budowa autostrady z Tarnowa do Rzeszowa potrwa prawie 8 lat".
Dziennikarz swoje przypuszczenia opiera na ogłoszeniu o
przetargu ograniczonym zamieszczonym na stronie internetowej
GDDKiA. Mowa w nim o tym, że Generalna Dyrekcja wymaga, by
zamówienie związane z projektowaniem i wykonaniem odcinka A4
zostało zrealizowane w terminie do 86 miesięcy.
"Możemy zapomnieć o szybkim powstaniu autostrady A4
przecinającej Podkarpacie z zachodu na wschód. Generalna
Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaplanowała dopiero
harmonogram budowy jej pierwszego odcinka, od Tarnowa do
Rzeszowa. Wynika z niego, że droga ta będzie gotowa w połowie
2015 roku. Nie wiadomo natomiast, kiedy autostrada dotrze do
granicy z Ukrainą" - czytamy w rzeszowskiej gazecie.
Pytany przez "Dziennik Polski" Artur Mrugasiewicz z Biura
Prasowego GDDKiA w Warszawie, zapewnia, że fragment A4 Tarnów
Rzeszów zostanie oddany do użytku przed EURO 2012.
- Rzeczywiście, w ogłoszeniu przetargowym piszemy o realizacji
naszego zamówienia w czasie 86 miesięcy, lecz pojęcie
zamówienia jest znacznie szersze i nie obejmuje tylko
projektowania i czasu budowy drogi - wyjaśnia A. Mrugasiewicz.

Okazuje się, o czym także wspominają "SuperNowości", że po
zbudowaniu drogi kontrakt wykonawcy z inwestorem nie wygasa; w
86-miesięcznym okresie mieści się również okres gwarancyjny w
czasie pierwszych 3 lat eksploatacji szosy.
- Z punktu widzenia użytkowników drogi nie ma to już żadnego
znaczenia, jeśli droga jest gotowa i można nią jeździć -
podkreśla A. Mrugasiewicz. - Czas budowy odcinka wyniesie, tak
jak w przypadku innych, 2 lata i do czasu mistrzostw z
autostradą będziemy gotowi.
A4, która przebiegać będzie m.in. przez Tarnów, ma dla EURO
2012 strategiczne znaczenie. Prowadzić będzie ona na wschód,
do granicy z Ukrainą, która razem z Polską organizuje
futbolowe mistrzostwa. Odcinek tarnowsko rzeszowski ma mieć
długość 68,5 km.
(ZIOB)

_________________
“Posłuchaj, synu. Jest takie coś, co nazywa się honorem. Jeżeli będziesz miał z kimś do czynienia, mów mu prawdę, a wtedy i on będzie musiał powiedzieć ci prawdę, chyba że jest człowiekiem bez honoru. Opiekuj się innymi tak, jakbyś chciał, żeby oni tobą się opiekowali. A jeśli ktoś nie ma honoru, unikaj jego towarzystwa, bo w przeciwnym razie sam nie pozostaniesz bez skazy. Pamiętaj, ludzie dzielą się na tych, którzy mają honor, i tych, którzy go nie mają."


           
Post 15 cze 2007, o 19:07
 
Trener
Trener
Avatar użytkownika

Dołączył: 2 cze 2004, o 19:58
Skąd: H69
Posty: 2326

Zobacz profil 
Zalesianie, w ramach rewanzu pusccie pare razy o północy swojemu klesze pod jego oknem przykładowo Behemotha albo pogadajcie z Vince'm, niech księżulo posłucha nocą 004. :wink: Ciekawe czy będzie wtedy taki zadowolony i kto wysiądzie pierwszy - parafianie czy klecha. :D


           
Post 9 lip 2007, o 04:22
 
Legenda
Legenda
Avatar użytkownika

Dołączył: 29 sie 2004, o 11:25
Skąd: Sydney
Posty: 8376

Zobacz profil 
Wybaczcie dlugi wpis, ale wydaje mi sie, ze ponizszy artykul bardzo tu pasuje. Pochodzi z Gazety Zaborczej.

Cytuj:
Rzeszów reality
Wojciech Staszewski2007-02-27, ostatnia aktualizacja 2007-02-25 10:12

Nie będę po socjologii pracował w sklepie. Lepiej kopać rowy. To przyda mi się za granicą

Fot. Adam Kozak
Ania: - Najbliższe plany? First Certificate z angielskiego. W urzędzie, w którym pracuję, mam darmowy kurs
więcej zdjęć Przez dwa lata śledziłem losy studentów ostatniego roku socjologii Uniwersytetu Rzeszowskiego. Ostatni raz spotkaliśmy się w styczniu. Jest ich dwanaścioro, są już po studiach.

W maju 2005 roku bali się, czy znajdą pracę. Znaleźli. Ale teraz obawiają się, czy to, co opowiedzieli o sobie, nie zaszkodzi im w pracy - dlatego w tekście nie ma nazw firm i nazwisk, nawet pięć imion jest zmienionych. Z największą obawą mówią o zarobkach - obecnych i oczekiwanych. Bo szefowi może się coś nie spodobać.

Miasto

Rzeszów to najmniejsze miasto wojewódzkie w Polsce - zaledwie 165 tysięcy mieszkańców, dziesięć razy mniej niż w Warszawie. W stolicy jest zarejestrowanych 250 tysięcy przedsiębiorstw, w Rzeszowie tylko 19 tysięcy. Ale rzeszowska stopa bezrobocia to 12 proc. (przy średniej ogólnopolskiej 16 proc.). Na tysiąc osób przypada w Rzeszowie 240 samochodów, w Warszawie - 380. Przemysł Rzeszowa to fabryka silników lotniczych WSK, obecnie wchodząca w skład United Technologies Corporation, i niewiele więcej. Handel: 10 supermarketów. Szansa: bliskość Ukrainy. Atut: młodość - w mieście studiuje ponad 100 tysięcy osób. Urok: odremontowana starówka ze studnią na rynku, przy której umówiło się ze mną kilku moich rozmówców.

Ewa - jak Matka Teresa

Dwa lata temu chciała zarabiać 1500-2000 zł. Dziś ma pół etatu, 400 zł netto. Planowała ślub - i rzeczywiście wyszła za ówczesnego chłopaka, Rafała.

Pracy szukała zaraz po magisterce - od sierpnia 2005, jeszcze w czasie wakacji. Chciała w opiece społecznej, ale na całym Podkarpaciu nie było wolnego etatu. Wyszukała staż absolwencki (570 zł netto) w stowarzyszeniu, które prowadzi kursy językowe i opracowuje projekty szkoleń za unijne pieniądze. Projekty to słowo magiczne, klucz, który otwiera drzwi w prawie każdym życiorysie. Ewa je w końcu pisała.

Ale najpierw parzyła kawę na konferencjach i myła szklanki. Jakby nie mogli sobie kupić zmywarki, myślała.

Staż też jest w każdym życiorysie. Stażyście przez trzy, sześć, czasem dwanaście miesięcy płaci urząd pracy. A jak staż się skończy, stażysta zwykle wylatuje za drzwi.

Ewa po stażu zaczęła w tym samym stowarzyszeniu pisać projekty na umowę-zlecenie. Takie, których nikt nie chciał. Na przykład wyszukiwała w szkołach muzycznych zdolnych uczniów i pomagała im pisać wnioski o stypendia z UE. 200 zł na rękę za miesiąc roboty. Zrozumiała, że jest zapchajdziurą. I że mąż będzie ją miał na utrzymaniu.

Rafał, inżynier, dostał pracę w tym dniu, w którym Ewa broniła magisterki. Po półtora roku dostaje już 3,5 tysięcy brutto, można żyć. Oświadczył się w czerwcu 2006. Jak dawał pierścionek, zaczęła płakać, jak w kiczowatym filmie. Ślub wyznaczyli na wrzesień, żeby termin pasował do dyżurów Rafała w elektrowni i żeby mogli wyjechać w podróż poślubną.

Ale nie wyjechali, bo zaczęły się kwasy w stowarzyszeniu. Miała dostać wreszcie etat koordynatora szkoleń z pensją 1,8 tys. zł brutto. A już nie chciała! Wychodziła sobie obietnicę pół etatu w ośrodku pomocy społecznej, i to w swoim mieście.

600 zł brutto, ale są rzeczy ważniejsze niż pieniądze.

Dopiero teraz życie Ewy się zmieniło: nowy dom, nazwisko, środowisko i praca. Zapisała się na aerobik, żeby nie siedzieć tylko w biurze.

Pierwszy szok w pracy: starsza koleżanka bierze Ewę na interwencję do wsi. Dom drewniany, data 1870 na belce, święte obrazy jak w "Chłopach". Podłoga lepka, muchy i smród. Stara matka w łóżku, syn w barłogu. Ciuchy brudne, nogi czarne, ale włosy ufarbowane. On pali, matka kaszle.

- Pani pokaże leki, jaka data ważności. A PCK-ówki by pani nie chciała? Obiad by przyniosła, ogarnęła tu?

Matka potakuje.

- A pan by się wziął, pranie zrobił, posprzątał tu.

Syn tylko się uśmiecha i włącza telewizor.

Ewę szlag trafia. Wie już, że w tej pracy trzeba nie tylko przyznawać zasiłki, pomóc komuś wypisać wniosek o rentę albo wytłumaczyć, żeby się zarejestrował w urzędzie pracy - ale też trzymać nerwy na wodzy.

ŹRÓDŁO:



Po miesiącu, już sama, była u innej kobiety, której mąż "raczej nie bije". Jak się awanturuje, ona zamyka się przed nim w pokoju. Policji nie wezwie, bo potem musiałaby płacić za izbę wytrzeźwień. A teściowa jeszcze naskakuje, że chłop się musi czasem napić.

Ewa wraca do domu, opowiada, a Rafał głaszcze. - Jesteś moją Matką Teresą.

Mieszkanie

Tylko jedna osoba z całej dwunastki mieszka z mężem i dzieckiem we własnym mieszkaniu. Reszta z rodzicami, albo w wynajętym wielopokojowym mieszkaniu ze znajomymi. Dwie dziewczyny wynajmują z chłopakiem (jedna z tych par ma jeszcze sublokatorkę, żeby wychodziło taniej), jedna mieszka z bratem, jedna ma z mężem piętro w domku teściów.

Ania - zabawa w granicach rozsądku

Plan na 2005 - najniższa krajowa (630 netto), ale nie dłużej niż pół roku. Do najniższej krajowej dobiła dopiero po roku pracy. Z chłopakiem się rozeszła, po czterech wspólnych latach.

Nudna pani z orłem na piersi! To były pierwsze skojarzenia Ani, gdy dostała półroczny staż w urzędzie stanu cywilnego. Ale okazało się, że praca jest ciekawa. Od razu kocioł - po zaświadczenia przychodzą podopieczni opieki społecznej (bo we wrześniu przyznaje się pomoc na kolejny rok), wyjeżdżający za granicę (wizy, paszporty). Ślubów więcej niż przedtem. Ukrainka, która wypytała o formalności ślubne, po czym płynnie przeszła do kwestii rozwodowych - rozbawiła wszystkich. Rozwodów też więcej - rekord to rozwód po 30 latach, a z drugiej strony po ośmiu miesiącach. Najgorsza jest rejestracja zgonów. Jedni płaczą, a drudzy opowiadają ze szczegółami, że mąż umarł na raka odbytu.

Po pół roku kierownik przedłużył jej staż o kolejne trzy miesiące, bo do Rzeszowa przyłączali sołectwa Załęże i Słociny. Siedziała w zamiejscowym punkcie informacyjnym i przyjmowała wnioski o nowy dowód osobisty.

Potem urząd ogłosił konkurs na jej stanowisko pracy. Wygrała.

W życiu Ani ślub musi poczekać. Była z chłopakiem cztery lata. Chłopak po informatyce, ale pracy w Rzeszowie nie znalazł. Jesienią 2006 załatwił sobie robotę w Anglii (w domu pomocy społecznej), ale Ania nie chciała wyjeżdżać. I było po miłości.

- Teraz się bawię. W granicach rozsądku - opowiada Ania. Co chwilę w jej torebce dzwoni telefon. To tajemniczy kolega, przedstawiciel firmy farmaceutycznej. Kolega zarabia prawie 4000, a Ania 1000 (na razie ma trzy czwarte etatu). Na stażu dostawała 460 zł, a wcześniej na studiach miała 490 zł stypendium naukowego. Ania myśli, czy też nie zostać przedstawicielem.

Kupiła meble na raty. Nikt by jej nie dał kredytu, więc zapłaciła mama, a Ania spłaca po 200 zł miesięcznie. Meble ładne, czekoladowe. Wszyscy chcą siedzieć u niej w pokoju. Czasem Ania wieczorami tańczy sama przy świecach.

Do domu się nie dokłada, ale sama utrzymuje ośmioletniego nissana z przebiegiem 60 tys. km, prezent od rodziców. - I chodzę jak sroka. Wypatruję ładną biżuterię, lepsze kosmetyki.

Zarobki

950 zł netto - na tyle można oszacować średnią płacę całej dwunastki (nie wszyscy podawali ściśle zarobki). Dwa kominy to pensje w stolicy, ponad dwa razy więcej niż ta średnia. Najniższa pensja

to 400 zł netto za pół etatu.

Agnieszka - wielkie pieniądze w Warszawie

Oczekiwała 1,5 tys. zł netto. I tyle dostała na wejściu. Teraz ma 2,2 tys. na rękę. Z Grześkiem (z którym chodziła na studiach) zamieszkali razem w Warszawie. Ślub poczeka.

Jeśli o kimś można powiedzieć "dziecko szczęścia", to właśnie o Agnieszce. Miała zostać na uczelni, ale okazało się, że uniwersytet nie będzie teraz zatrudniał magistrów, tylko doktorów, bo do magistrów nie dostaje dofinansowania z ministerstwa.

Wpisała do internetowej wyszukiwarki "socjolog", wyskoczyło kilka ofert, wybrała tylko jedną - badania rynkowe przez internet. Po dwóch dniach dostała mailem zaproszenie na rozmowę - do Warszawy.

ŹRÓDŁO:



Prezes wypytał o wszystko i dał jej dwa zadania ze statystyki. Wpatrywał się w dyplom - z wyróżnieniem. Potem przyszła pani, która mówiła po angielsku. Za trzy dni dostała na skrzynkę mailową zadanie domowe, opracowanie raportu z badań. Za kolejne trzy dni telefon: - To kiedy może pani przyjechać do pracy?

Był wrzesień 2005. Agnieszka spakowała się w dwa dni, chłopak zorganizował jej przez znajomych mieszkanie w akademiku w Warszawie. Pierwszego wieczora studiowała mapę - ile przystanków ma przejechać do pracy i gdzie wysiąść. Okazało się, że ta anglojęzyczna pani to jej szefowa. I po polsku w ogóle nie mówi. Szybko się nauczyła, jak robi się badania focusowe na czatach internetowych. Zwykle wieczorami.

Po dwóch tygodniach przyjechał do niej Grzesiek. Skończył pisać projekt o pieniądze unijne (z tego żył) i znalazł taką samą pracę w Warszawie. Tutaj są inne stawki. Grzesiek za podobny projekt w Rzeszowie dostałby 400 zł, a tutaj 1,5 tys. Agnieszka dostała od razu 1,5 tys. zł na rękę, a po trzech miesiącach 500 zł podwyżki.

Wynajęli pokój z kuchnią (40 metrów) za 1100 zł miesięcznie. Plus internet, telefon, gaz, prąd i jedzenie. I po wielkich pieniądzach.

Agnieszkę zdziwiło tylko jedno. Że ponad pół dnia siedzi się w pracy, potem tylko do galerii handlowej, a w domu najlepiej od razu spać. Chociaż teraz mają już trochę znajomych, wychodzą czasem razem. Od pół roku Agnieszka chodzi na aerobik. A Grzesiek na studia doktoranckie na UW.

Ślub? Dopiero gdy zarobią na ślub tak piękny, jak sobie wyobrażają.

Dziecko? Za trzy lata. Najpierw mieszkanie i samochód. Zresztą w Warszawie samochód niepotrzebny. Grzesiek jedzie do pracy dwie stacje metrem, Agnieszka - 10 minut autobusem. Brak samochodu odczuwają tylko, kiedy jadą do Rzeszowa. Trzy razy do roku.

Samochód

4 samochody na 12 osób. 2 nissany - to dwie dziewczyny. 1 volkswagen i 1 ford - to dwa małżeństwa. Jedna para sprzedała samochód, jeden chłopak chce kupić na wiosnę tico.

Marek - lepiej kopać rowy

Chciał zarabiać "na własne potrzeby". I zarabia - 800 zł na rękę, dorzuca się do budżetu rodzinnego, mieszka z rodzicami.

- Nie będę pracował w sklepie. To mało perspektywiczne - powiedział sobie. I nie pracuje. Tylko kopie rowy. Za 800 zł.

Znajomy załatwił Markowi pracę przy instalacjach budowlanych. Robią wykopy, układają przewody, rury.

- Takie umiejętności przydadzą się za granicą - przekonuje. Chociaż nie wiadomo, czy wyjedzie, bo raz już był, wiosną zeszłego roku, trzy miesiące w Stanach. Miesiąc malowali, szpachlowali. Zarobił. Potem trzy tygodnie szukali pracy, wydali, co zarobili. Znów pracowali przez miesiąc, Marek wybił kciuk, wrócił do Polski. Z dwoma tysiącami dolarów.

Dziewczyna, z którą był wcześniej trzy lata, znalazła już wtedy pracę w firmie ubezpieczeniowej. Marek miał tam zaraz po obronie trzymiesięczny staż, ale się złościł, że tylko siedzi albo biega na posyłki i niczego się nie uczy. Dziewczyna firmę polubiła. Poznała tam gościa, trochę starszego, ustawionego. I który nie zmienia tematu, jak ona mówi o ślubie.

Jak Marek został sam, zaczął myśleć, co go tu jeszcze trzyma. Wesele siostry i kolekcja zwierzaków. Więc może pojedzie do większego miasta, zaczepi się w jakimś banku. Powinien zostać ekonomistą, analitykiem. Ale kto w Rzeszowie potrzebuje analityków?

Marek: - Nie jestem zadowolony. Przespałem rok, na wiosnę się obudzę.

Wyjazdy

Tylko 4 osoby na 12 wyjeżdżały w zeszłym roku za granicę. Na tydzień w odwiedziny do koleżanki w Irlandii, na pół roku do Anglii (praca plus pobyt u znajomych), na trzy miesiące do Ameryki (praca plus trochę zwiedzania), na trzy dni do Lwowa - krajoznawczo.

ŹRÓDŁO:



Magda - Mały Książę

Dwa lata temu chciała zarabiać "przynajmniej 1,5 tys. zł". W dobrych miesiącach się udaje. Już na studiach miała rodzinę. I ma. Jak tu napisać pracę magisterską, kiedy mąż cały dzień w pracy (prowadzi kafejkę internetową) i ma się na głowie rocznego bobasa? Magda szukała opiekunki na kilka godzin trzy razy w tygodniu, znalazła panią Marię, mamę koleżanki, za 4,50 zł za godzinę.

W maju 2005 roku wiedziała, że nikt nie da na początek absolwentce bez doświadczenia więcej niż najniższa krajowa. Miesiąc później znalazła rozwiązanie: zakłada własny biznes. Pierwszą w Rzeszowie agencję opiekunek Mały Książę. Mama (dyrektor finansowy) powiedziała: - To dobry pomysł.

Mąż (właśnie zlikwidował kafejkę, został przedstawicielem handlowym): - Widziałem reklamę stowarzyszenia B4. Zgłaszasz im pomysł na biznes i jeśli komisja cię zakwalifikuje, specjaliści pomogą ci napisać biznesplan i jeszcze dostajesz kilka tysięcy euro dotacji na wyposażenie biura i przez rok 700 zł miesięcznie na opłacenie ZUS-u. Magda zgłosiła się w lipcu, a w listopadzie otworzyła biuro.

Przyjęła 20 osób, odrzuciła 10. Bo jak ktoś szuka pracy jakiejkolwiek, to minus - trzeba chcieć pracować z dziećmi.

W styczniu ma pierwsze zlecenie, rodzina przyjechała ze Śląska za pracą, nie mają nikogo w Rzeszowie. Przedstawia trzy opiekunki, rodzice wybierają jedną. Prowizja - 400 zł, trzy razy mniej niż w Warszawie.

Żeby wyjść na swoje, potrzebuje czterech zleceń. A w najlepszym miesiącu Magda miała pięć. Zarabia, ale mniej, niż chciała. Na razie to toleruje.

Zaczęła chodzić na basen, żeby zadbać o siebie. I na basenie wiesza plakaty Małego Księcia. Reklamuje się też w przedszkolach, przychodniach. Pracuje w biegu, to dobrze, bo nie chciałaby być urzędniczką przekładającą papiery. Rekrutuje nowe opiekunki, ma ich w bazie już 300. Też do osób starszych albo mężczyzn do odgarniania śniegu.

Magda: - Czy jestem szczęśliwa? Często jestem. Przeszkadzają mi tylko kłótnie z mężem o to, kto ma usypiać córkę, albo o sprzątanie. Ale znajdujemy kompromis: on usypia na drzemkę, a ja wieczorami, on zmywa naczynia, ja ścieram kurze.

Angielski

12 lat - to przeciętny wiek, w którym zaczynali naukę języka angielskiego (najpóźniej w liceum, najwcześniej w I klasie podstawówki).

Dominika - tylko duże projekty

W 2005 roku nie chciała mówić o pieniądzach. Teraz zarabia 1,3 tys. zł brutto. Ceni się na więcej. Mieszka z chłopakiem.

Dominika prowadzi sprawy początkujących przedsiębiorców - takich jak Magda od Małego Księcia. Pracy szukała dwa miesiące. Posłała CV do Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, gdzie miała praktyki na studiach. Stamtąd wzięło je lokalne stowarzyszenie i zaproponowało Dominice pracę.

To nie była pierwsza rozmowa kwalifikacyjna. Ale pierwsza sensowna i udana.

Kiedy nie miała pracy, źle się działo w jej związku z chłopakiem. Byli już trzy lata, ale on miał więcej czasu dla dwóch małych sklepików, które prowadzi, niż dla niej.

- Wyszlibyśmy gdzieś wieczorem!

- Nie mam siły.

A teraz Dominika mówi mi: - Już go rozumiem, też nie mam siły.

W czerwcu zamieszkali razem. Płacą 750 zł za dwa pokoje, ale jeden odnajęli koleżance "z castingu" za 300 zł.

Mama - jej albo jego - podrzuca obiady. Dominika zamiast gotować woli zajęcia ze stepowania.

ŹRÓDŁO:



W grudniu 2005 napisała pierwszy projekt - warsztaty dla młodzieży polskiej i ukraińskiej. Odpadł, drugi też. Dominika nie lubi już małych projektów na 10-20 tys. zł. Przeszedł dopiero trzeci na 630 tysięcy - właśnie "Zatrudnij siebie", który wspiera początkujących przedsiębiorców.

Od lutego 2006 Dominika nie musi już biegać z przesyłkami na pocztę. Stowarzyszenie ma dwie nowe stażystki. A pensja Dominiki wzrosła do 1,3 tys. brutto.

Oprócz pracy robi kurs grafiki komputerowej. Może się przyda (stowarzyszenia robią foldery). To namiastka młodzieńczego marzenia - chciała być dekoratorem wnętrz. Jeszcze dwa lata temu myślała o tym serio. Teraz już tylko marzy.

Kino

6,9 - tyle wizyt w kinie przypada statystycznie na jedną osobę z badanej dwunastki w ubiegłym roku. Rozrzut od 2 do 12 razy. Do tego 0,25 wizyty w teatrze i 0,083 wizyty w filharmonii.

Małgosia - jak być przemiłą i wredną

Dwa lata temu nie spodziewała się dużych zarobków, bo "asystent na uczelni zarabia mało". Ma teraz 1,2 tys. zł netto. W 2005 roku była sama. Dziś - bez zmian.

- Jestem wredną urzędniczką - przyznaje Małgosia. A miała być nauczycielem uniwersyteckim. Już na V roku prowadziła zajęcia ze studentami III roku z socjologii miasta, polityki społecznej, małych struktur społecznych i klasycznych teorii. Bez stresu, bo szybko zorientowała się, że studenci nie czytają lektur, więc zawsze wie więcej.

Po obronie złożyła podanie o przyjęcie do pracy.

- Pani Małgorzato, pani prośba jest bezprzedmiotowa, bo nie było ogłoszonego konkursu. Zapraszam po doktoracie - powiedział dyrektor instytutu.

Następnego dnia zadzwonił telefon.

- Małgosia, mogę podać twój numer? - zapytał znajomy asystent z wydziału. - Dzwonią z urzędu pracy, czy możemy polecić im kogoś z absolwentów.

Poszła na rozmowę. I dostała pracę referenta.

- Czy to będzie staż?

- Od razu panią zatrudnimy, bo chcemy, żeby się pani zaangażowała.

Zaczęła w lipcu z pensją 1240 zł brutto. Od października doszły do tego studia na historii (zaoczne, z pasji). I godziny zlecone na uczelni (żeby nie tracić kontaktu, a ponadto, wykładając przez 130 godzin, zarobiła 3 tys. zł). Z dni rektorskich cieszy się bardziej niż studenci, taka jest zarobiona.

Żyje po studencku, tylko wstaje wcześniej - o 6.15. Po pracy idzie do biblioteki albo na studia, albo na angielski (WUP płaci). A w ciepłe wieczory biega po lasku koło domu.

Krzyczy z emocji, kiedy opowiada o projektach, które prowadzi w wojewódzkim urzędzie pracy. Ma ich już 15. To wtedy wychodzi z niej ta wredna urzędniczka. Ale trzeba wszystko posprawdzać, bo ludzie robią nawet błędy w dodawaniu.

- Czepiam się - przyznaje Małgosia. - Bo wiem, że jak odpuszczę, to do wnioskodawcy przyjdzie kontrola i będzie musiał oddawać kasę.

Non stop telefony. Czy można przesunąć środki z kursu języka niemieckiego w Dynowie na angielski w Jarosławiu? Czy można oszczędności na materiałach biurowych przenieść na koszty dojazdu? Człowiek uczy się na telefonach. Coraz rzadziej musi mówić, że sprawdzi i oddzwoni. W lecie 2006 została specjalistą, 1800 zł brutto. Połowę pensji oddaje rodzicom. Na własne mieszkanie i tak nie wystarczy. W domu czasem przesiedzi godzinę, gapiąc się w telewizor. Nie może już patrzeć na komputer, osiem godzin z monitorem w biurze wystarczy.

ŹRÓDŁO:



Od niedawna chodzi do grupy neokatechumenalnej. - Bo czegoś mi brakowało - wyjaśnia. - W podstawówce byłam pobożna, na studiach już tylko praktykująca. Poczułam, że trzeba się zdecydować: albo-albo. A nie chodzić co niedziela do kościoła i się wyłączać w czasie mszy.

Luksus

5 aparatów cyfrowych, 5 odtwarzaczy mp3, 3 odtwarzacze DVD i żadnej kamery cyfrowej - tak wygląda spis dóbr luksusowych 12 absolwentów z Rzeszowa.

Tomek - piłkarz w wojsku

Chciał zarabiać 2 tysiące. I tyle dawało mu w 2005 roku stypendium sportowe plus praca załatwiona przez klub. W zeszłym roku rzucił karierę sportowca i uczy się na wojskowego.

Piłkarz ręczny to nie są dobre perspektywy. Drugoligowy klub, w którym grał jeszcze w czasie studiów, załatwił mu stypendium i pracę w biurze firmy ochroniarskiej. Razem trochę mniej niż średnia krajowa.

Tomek rzucił piłkę (po kilkunastu latach grania) i w 2006 roku zdał do rocznej szkoły oficerskiej we Wrocławiu, będzie podporucznikiem wojsk lądowych. Na Podkarpaciu czeka dziewczyna, też po socjologii. Oboje siedzą na walizkach, będą żyli tam, gdzie wojsko skieruje Tomka do służby.

Mundur to prestiż i gwarancja zatrudnienia. I niezła pensja. Na początek będzie ponad 2,1 tys. na rękę.

Sport

Najpopularniejszy jest fitness - pięć dziewczyn, przynajmniej 2-3 razy w tygodniu. Trzy osoby chodzą na basen, dwie biegają, jedna na siłownię i jedna na siatkówkę. Liczba sportów przekracza już 12, bo parę osób uprawia kilka aktywności. Dwie osoby niczego nie uprawiają (ale jedna na wiosnę zaczyna zwykle bieganie). Jedna w ramach sportu chodzi piechotą do pracy (po 3 km w obie strony).

Natalia - magiczne słowo transza

Na początek chciała mieć 800 zł. Przez rok zarabiała dwa razy mniej. Teraz - dwa razy więcej (1,6 tys.). Chłopaka ma od pięciu lat. Teraz są po zaręczynach.

Nie będzie słonkiem. Bo ją szlag trafił, jak przyniosła do urzędu CV, a kierownik wypalił na korytarzu: - Nawet jakbym chciał, słonko, to nie mam miejsc.

Na studiach była wolontariuszką w stowarzyszeniu zajmującym się mniejszościami narodowymi (na Ukrainę z Rzeszowa bliżej niż do Krakowa). Miała tam dostać staż (znane magiczne słowo). Ale nic nie wyszło, bo stowarzyszenie było zadłużone. Zaproponowali jej za to pisanie projektów na umowę-zlecenie (800 zł miesięcznie). Poznała nowe magiczne słowo - transza.

- Szefie, kiedy będzie wypłata?

- Jak przyjdzie transza.

Dało się przeżyć, bo rodzice pomogli (mama jeszcze przez rok pakowała jej w niedzielę kotlety w sreberko), bo zaoszczędziła kilkaset złotych ze stypendium naukowego.

Mieszka w wynajętym mieszkaniu z trzema dziewczynami. Przez koleżankę znalazła płatne praktyki. Organizowała konferencje, dzwoniła, pisała pisma, wysyłała. Tylko było zimno, bo nowy szef oszczędzał na ogrzewaniu, a tu zima. Za trzy miesiące pracy dostała - pamięta dokładnie - 421 zł brutto, czyli 364 zł na rękę. Wieczorem ryczała chłopakowi w rękaw.

Rejestracja w pośredniaku, z dziesięć rozmów kwalifikacyjnych bez sensu. Schudła trzy kilo, przy jej niedowadze to już prawie anoreksja.

Ktoś jej powiedział, że urząd X szuka pracownika. Wysłała CV, poszła na rozmowę.

ŹRÓDŁO:



- Pierwszy raz ktoś chciał się dowiedzieć czegoś o mnie - opowiada mi teraz. - Wyszłam z żalem, bo pomyślałam, że i tak mnie nie przyjmą.

I rzeczywiście - nie przyjęli. Ale zadzwonili z propozycją stażu. Po pół roku staż się skończył, a urząd X rozpisał konkurs na to stanowisko. Stanęła przed tą samą komisją, znów zdenerwowana, ale tym razem znała odpowiedzi na pytania.

Nazajutrz rano zadzwonił były szef: - Natalia! Co ty robisz w domu?! Do pracy przychodź!

Od września 2006 ma etat. Na koniec miesiąca dostała pierwszą pensję (około 1,6 tys. zł brutto). Spojrzała na wydruk z konta i pomyślała: fajnie.

A chłopak się w sierpniu oświadczył. Znalazł pracę w instytucji publicznej, zbierają na ślub.

Książki

2,1 - tyle książek do nauki kupił średnio każdy z dwunastki. Ale 4 osoby nie kupiły żadnej, za to jedna dziewczyna - aż 10. Książek do czytania wypada 1,7 na głowę. Rozrzut od 0 do 7.

Alicja - Kraków prawie jak Londyn

Plan Alicji w 2005 roku: jeśli zostanie w Rzeszowie, chce zarabiać 1500 zł na rękę. Nie udało się. Półtora roku temu była sama. Znalazła chłopaka, rozstali się. Wróciła do poprzedniego, też się rozstali. I znów jest sama.

Zaraz po obronie pracy magisterskiej dostała staż w Radiu Rzeszów. Ile można pracować w pełnym wymiarze godzin za 450 zł? Alicji wystarczyło dziewięć miesięcy.

Ile można być kelnerką w Londynie? Alicji wystarczyło sześć miesięcy. Codziennie marzyła o pracy w biurze. Zarobiła, podszkoliła język i wróciła do Polski.

Jesienią 2006 rozesłała 50 CV, wyłącznie do Krakowa i Warszawy. Wyszły z tego dwie rozmowy o pracę. I robota w biurze ogłoszeń i reklamy ogólnopolskiej gazety motoryzacyjnej. Prawie jak chciała, bo jej plan sprzed półtora roku był taki: reklama albo aranżacja wnętrz.

- Podejrzewam, że dostałam tę pracę tylko dlatego, że nikt z kandydatów nie zgodził się na wynagrodzenie - umowa o dzieło 1260 zł netto plus prowizja. Prowizji na razie nie dostaję, bo jestem na okresie próbnym. I nie będę dostawać, bo do tego trzeba by założyć działalność gospodarczą, a ja nie chcę. Wolę znaleźć nową pracę. Oni zresztą są chyba przygotowani na dużą rotację, bo nowego pracownika w ogóle się tu nie szkoli - mówi.

Znajomi jej nie poznają - po powrocie z Londynu jest odważna i stanowcza. Przeprowadziła się do Krakowa, bo stwierdziła, że chce mieszkać w dużym mieście. Rzuciła chłopaka - wracała do niego co jakiś czas - ale jest sama. Zaczęła roczne studia podyplomowe - marketing medialny i PR - bo chce w przyszłości pracować w tej dziedzinie. Płaci za to sama. Chociaż rodzice dorzucają jej też parę złotych.

- Moja sytuacja finansowa jest godna politowania. Ale nie tylko moja. To wina polityki społeczno-gospodarczej - uważa Alicja. - Czasem zastanawiam się nad ponownym wyjazdem. Życie tam jest takie proste i przyjemne. Gdyby nie ta praca...

Jest teraz po rozmowie kwalifikacyjnej w dużej krakowskiej firmie w branży nowoczesnych technologii. Czeka na odpowiedź.

Komputer

W zasadzie każdy ma komputer. Wyjątek to chłopak, który wyjechał z Rzeszowa (używa służbowego laptopa).

Waldek - klocki się układają

Liczył na zarobki rzędu 800-1000 zł netto. Ma 2,5 razy tyle. Jest z tą samą dziewczyną. Ale na razie dzieli ich 400 km.

ŹRÓDŁO:



Pracownik działu HR daje facetowi klocki: - To bardzo ważne, czy zdoła pan je ułożyć zgodnie z instrukcją w zadaniu.

Facet poci się, a HR-owiec go zagaduje. Non stop, przeszkadza, ile wlezie. I patrzy, czy gość się poci, denerwuje, czy spokojnie odpowiada i rozwiązuje zadanie. Tak naprawdę ważny jest tylko ten spokój, a nie układanka z klocków.

Ten HR-owiec to Waldek (blondyn o dobrym spojrzeniu). A facet to kandydat do pracy w produkcji. Tę metodę Waldek stosował, rekrutując robotników do majstra choleryka.

Pracę zaczął jeszcze na piątym roku. Bez przekonania poszedł na uniwersyteckie targi pracy, tam spotkał personalną z dużej rzeszowskiej firmy i zapytał o praktyki. Już po miesiącu prowadził rekrutację na niższe szczeble, po dwóch miesiącach dostał tam staż, a pół roku później etat. Liczył na 800-1000 zł na rękę. Dostał dwa razy więcej. Równocześnie z ostatnim rokiem socjologii kończył podyplomowe zarządzanie zasobami ludzkimi na KUL-u. Tam poznał Anię z Gorlic, kończyła psychologię.

Za pierwszą wypłatę Waldek kupił dziadkowi zgrzewkę piwa, bratu - markowe buty, mamie młynek do pieprzu, a ojcu sweter. Za rodzinę czuł się odpowiedzialny od 13. roku życia - rodzice przez parę lat zarabiali za granicą, a on matkował młodszemu bratu.

Klocki układały się dobrze do czerwca 2006. Wtedy jego szefowa przeniosła się do koncernu chemicznego w Warszawie. I zaproponowała mu pracę w stolicy.

Na dwa weekendy Waldek wyjechał z Anią w góry, żeby przemyśleć propozycję.

- Jedź, usamodzielnisz się. Tu ciągle pomagasz rodzicom. Zaczniesz żyć swoim życiem - namawiała.

- Koszta życia w Warszawie cię zeżrą - przestrzegali koledzy.

W trzeci weekend się zdecydował. Rozwiązał umowę i w trzy dni się przeprowadził do Warszawy. Ania też, znalazła pracę w poradni za 880 zł na rękę. Chcieli mieszkać osobno, za pokój musiałaby dać z 500 zł. To jak żyć?

Wróciła do Gorlic, tam pracuje za te same pieniądze, ale mieszka z rodzicami. Widzą się co dwa tygodnie - czasem w Warszawie, czasem w Rzeszowie.

Waldek dostał pensję o połowę wyższą niż w Rzeszowie. Z referenta awansował na asystenta, ma większy zakres obowiązków. Mieszka w trzypokojowym mieszkaniu z dwoma kolegami.

- Bałem się, że Warszawa jest duża i brudna, a ludzie nadęci - przyznaje teraz Waldek. Miasto zaskoczyło go na plus, ludzie też. A najbardziej ucieszyła anonimowość, bo w Rzeszowie zdarzało się, że ktoś zaczepiał go na ulicy i pytał, dlaczego nie został przyjęty do pracy.

Waldek: - Do szczęścia jeszcze mi daleko. Im więcej osiągam, tym więcej chcę. Chcę zrobić MBA, może doktorat albo certyfikat z angielskiego.

Głosowanie

Gdyby to był sondaż opinii publicznej, to w Polsce rządziłaby PO. W wyborach parlamentarnych 2005 roku dostała w tej dwunastce 5 głosów, lewica - 3, PiS - 2, a 2 osoby nie głosowały. W wyborach za dwa lata na 4 głosy może liczyć PO ("bo nie widzę innej opcji"), na 3 lewica ("jestem za państwem opiekuńczym, bo nie wszyscy umieją sobie radzić tak jak ja"), 1 PSL ("bo powinna być rozsądna partia na wsi"). Dwie osoby się wahają, o partiach rządzącej koalicji nikt nie wspomina.

Zosia - wuzetka to nie ciastko

Chciała zarabiać 1-1,5 tys. zł. Teraz ma brutto 900, ale z szansą na 2 tysiące. Rozstała się z chłopakiem, został w mieście, w którym studiował. Pół roku temu zeszła się z kolegą ze swojej wsi, który jest teraz kierowcą w Manchesterze.

Kiedy w lipcu 2005 jechała zbierać francuskie maliny, myślała, że po wakacjach szybko nie znajdzie pracy. Dlatego wolała mieć parę groszy. Przez pół studiów utrzymywała się właśnie z wakacyjnych zbiorów. Przywiozła 9 tys. zł. I zaczęła je przejadać.

Pracę znalazła dopiero w grudniu. Ale co to za praca - telemarketer, 4 zł za godzinę. Przepracowała dzień, bo dostała telefon z Centrum Doradztwa Personalnego, że mogą ją przyjąć na staż.


Po pół roku do centrum zadzwonił telefon, duża rzeszowska firma szukała osoby z francuskim. Koleżanka zakryła słuchawkę ręką.

- Zośka, przecież ty znasz! Podać twoje namiary?

Teraz zajmuje się wuzetkami. Ale to wcale nie ciastko, tylko potwierdzenie wywozu na zewnątrz. Do każdej faktury sprzedaży musi być wystawiona wuzetka. A jak nie, to trzeba ściągnąć z działu, potem wpisać do komputera i wpiąć w segregator.

Zosia żyje w świecie faktur. A raczej "facture", to po francusku. Czasem dzwoni do Francji wyjaśniać sprawy papierkowe z kontrahentami.

Poszła na 4-miesięczny kurs księgowości. 1000 zł, sama zapłaciła. Na razie zarabia 900 zł brutto, ale wie, że po okresie próbnym na podobnym stanowisku można dostać nawet dwa razy tyle. Jak jej przedłużą umowę, to może w końcu mama przestanie się jej dokładać do życia (mama mieszka na wsi, a Zosia ma własne małe mieszkanie w Rzeszowie).

A jak nie przedłużą - to fruuu do chłopaka, do Manchesteru.

Co będzie za półtora roku?

To koniec pierwszego odcinka reporterskiej telenoweli "R jak Rzeszów". Za półtora roku znów odwiedzę całą dwunastkę.

Trzy dziewczyny chcą znaleźć mężczyznę na dobre i na złe. Dwie zamieszkać z narzeczonymi. Jeden chłopak chce się ożenić. Jedna dziewczyna planuje dziecko. Dwie osoby zaczną studia doktoranckie. Jedna będzie pracować z mężem w rodzinnym biznesie. Dwie wyprowadzą się do większego miasta.



Ech...

_________________
Regards from Sydney
Jasiek

It's ok to disagree with me. I cannot force you to be right


           
Post 12 lip 2007, o 08:55
 
Medalista GP
Medalista GP
Avatar użytkownika

Dołączył: 1 sie 2004, o 14:43
Skąd: Dampf Kraft Wagen
Posty: 2285

Zobacz profil 
Dziennik podkarpacki12-07-2007
Nietypowo zakończyły się prace przy budowie domów przy ul.
Sikorskiego w Rzeszowie. Operator koparki wydobył spod ziemi
bombę lotniczą z okresu II wojny światowej.
Bomba ma ok. 1,5 m długości i 35 cm średnicy. Wczoraj saperzy
wywieźli niebezpieczne znalezisko - usuwając je, znaleźli w
pobliżu kolejne dwie bomby. To już druga w ostatnich
tygodniach tego typu sytuacja na rzeszowskim Zalesiu: pod
koniec czerwca koparka odkryła bombę lotniczą o wadze około 80
kg. Oba znaleziska pochodzą z II wojny światowej. Na Zalesiu
zlokalizowane było wtedy polowe lotnisko wojskowe.
Podobnego odkrycia dokonali wczoraj strażacy w Ustrzykach
Dolnych. Przy ul. Korczaka, w pobliżu ośrodka "Magda" nad
Strwiążem, znaleźli pocisk moździerzowy o długości około 25 cm
i średnicy 5 cm. O niewypale powiadomiono policję.
(EWAF), (BH)


           
Post 19 lip 2007, o 11:14
 
Ligowy debiutant
Ligowy debiutant
Avatar użytkownika

Dołączył: 14 sty 2005, o 14:59
Skąd: varsovia
Posty: 96

Zobacz profil 
juz ten temat sie tutaj przewinął chyba... tak czy inaczej warto zwrócic na to uwage... bo niestety nie ma wiele dziedzin, w których Rzeszów wyróżnia sie na plus w Polsce..

http://serwisy.gazeta.pl/metro/1,55401,4322252.html

_________________
Dopóki na Hetmańską nie wróci Stal, nie wrócę tam i ja


           
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w temacie  [ Posty: 614 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 31  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 17 gości


Narzędzia



Skocz do:  

Uprawnienia

Nie możesz rozpoczynać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów



Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL

Original style by phpBBservice.nl & New Design style by ZeNaNLi